Przepiękne uwielbienie, modlitwy, prawdziwa uczta duchowa – zwróćcie uwagę nie tylko na cudowne pieśni, ale na to, że o. John KAZAŁ każdemu (poza panią na kulach) KLĘKAĆ DO BŁOGOSŁAWIEŃSTWA – wprost nakazywał i pokazywał gestami.
A Ty jaką zajmujesz postawę podczas błogosławieństwa?
Wszyscy zgromadzeni powtarzali (powtórzmy i my) za Ojcem Johnem tę część Psalmu 86:
16 Zwróć się ku mnie i zmiłuj się nade mną;
udziel Twej siły słudze swojemu
i ocal syna swej służebnicy!
17 Uczyń dla mnie znak – zapowiedź pomyślności,
ażeby ci, którzy mnie nienawidzą, ujrzeli ze wstydem,
żeś Ty, Panie, mi pomógł i pocieszył mnie
Wspaniałe rzeczy Pan nam przygotował. Piękne chwile z Panem Jezusem. Ojciec John Bashobora poprowadził uwielbienie a podczas modlitwy indywidualnej to kapłani nakładali ręce na głowy zgromadzonych wiernych 🙂
Jutro od rana dalszy ciąg (ostatni dzień rekolekcji).
A w sumie to dzisiaj 😀
CZWARTEK:
08.30 – różaniec
09.00 – uwielbienie
09.30 – IV konferencja
11.00 – świadectwa
11.30 – przerwa na kawę
12.00 – Msza Święta
14.00 – obiad
A jeszcze jest:
30.01 – 01.02 – Lekowo – transmisja na http://www.dobremedia.org
Informacje o tych trzech miastach na http://www.kochaj.my
2-4.02 – Chojnice
Informacje i zapisy na http://www.chojniceodnowa.blogspot.com
6-8.02 – Szczecin
Informacje i zapisy na http://www.rekolekcje.szczecin.pl
REKOLEKCJE UZDROWIENIA DLA MAŁŻEŃSTW NIEMOGĄCYCH MIEĆ DZIECI
zaplanowane są w terminie 9-12 lipca 2015 w Licheniu.
Więcej informacji wkrótce.
12 lipca o 12.00 Msza Święta otwarta w bazylice licheńskiej.
**************************************************
W sprawach związanych z rekolekcjami proszę pisać na adres: stomasza@o2.pl
ON JEST DOBRY
Wiem, że sale na oddziałach onkologii są pełne. Nie zmienia to jednak prawdy, że Bóg jest dobry.
Garść pytań do tych, którzy niezwykle żywo zareagowali na mój ostatni komentarz.
Nie pisałem o naturze choroby. Jestem na to zbyt głupi, bezradny. Moją niezgodę budzi natomiast to, z jaką łatwością tłumaczymy, że choroba jest krzyżem. Skąd mamy taką pewność?
Jeśli choroby są, wedle niektórych ludzi, którzy do mnie napisali, „błogosławieństwem”, dlaczego Księga Powtórzonego Prawa wymienia je w słynnym 28. rozdziale w spisie przekleństw, które spotykają ludzi niesłuchających Bożych przykazań? W którym miejscu sam Jezus o tym powiedział?
Wiem, że Bóg nieustannie zmienia zło w dobro i z najgorszej sytuacji potrafi wyprowadzić ogromne błogosławieństwo (wszystkie moje książki są dokładnie o tym, wystarczy zerknąć na same tytuły: „Dno”, „Drugie dno”, „Ciemno, czyli jasno” i „Niech żyje słabość”), potrafi uczynić również chorobę czasem błogosławionym. Czy sama choroba jest jednak błogosławieństwem? Karol Wojtyła, pisząc w sprawie Wandy Półtawskiej do o. Pio, prosił o cud, a nie o wytłumaczenie chorej tej porażającej, podbramkowej sytuacji.
Dlaczego Jezus uzdrawiał tysiące? Dla taniego efektu? Dla poklasku? Dlaczego napisano, że cudów, które uczynił, nie sposób opisać, ponieważ cały świat nie pomieściłby ksiąg zawierających te świadectwa? Dlaczego wskrzesił Łazarza, skoro wiedział, że facet i tak niedługo po raz kolejny umrze?
Robił to dlatego, bo wiedział, że w większości przypadków cuda i znaki potrzebne są nam, byśmy przylgnęli do serca Jego Ojca. Dlatego na każdym kroku w Dziejach Apostolskich czytam, w jaki sposób manifestowała się obecność Pana. Piotr chodził w Jego cieniu, więc cień Rybaka padał na chorych, a ci odzyskiwali zdrowie.
Pisząc tekst, spodziewałem się tego, że w komentarzach padną przykłady mistyczek. Nie pisałem o Marcie Robin czy Faustynie, które dobrowolnie przyjęły na siebie tajemnicę cierpienia Baranka (Faustyna pisze o tym w „Dzienniczku” dosłownie!). Pisałem o Janie Kowalskim, który nie ma takiej zażyłości „z górą”. O. Stanisław Urbaniak z Rwandy nakłada na ludzi ręce i wyrzuca w imię Jezusa choroby, choć sam od lat ciężko choruje. Rozumiem to, że sam nie prosi o modlitwę i bardzo szanuję takie wybory.
Zdarzało się, że ze wspólnotą modliliśmy się za ludzi, których Bóg zabierał do siebie. Były wśród nich i małe, chorujące na białaczkę dzieci, co naprawdę łamało serce. Na moich oczach umierała moja mama, przeżarta rakiem. Widziałem jednak również cuda, przełomy, a Bóg zaprasza, byśmy wspominali właśnie te historie i powoływali się na nie. Jezus może zarzucić nam brak wiary, ale nie to, że unikaliśmy wstawiennictwa (na ile Go znam, nie sądzę jednak, by cokolwiek nam zarzucał).
Nie godzę się na to, by słowo „nowotwór złośliwy” paraliżowało ludzi wierzących do tego stopnia, że zapominają o Bożym świecie. Nie godzę się, by moc jego oddziaływania stawała się ważniejsza niż Imię ponad wszelkie imię. Nawet jeśli ludzie umierają, ostatecznie chodzi o Królestwo. Tu jesteśmy na chwilę.
Czytam Biblię i widzę, że Bóg jest dobry. Skoro ja nie chcę tego, by moje dzieci były wyniszczone przez raka, dlaczego miałbym sądzić, że On tego pragnie? Po co miałby tego chcieć? By wyćwiczyć je w pokorze? Dać im solidną lekcję posłuszeństwa? Jezus stał się posłuszny. Jego ofiara jest ofiarą absolutną, doskonałą. On już zapłacił. Nosił nasze grzechy i choroby.
Na koniec raz jeszcze przytaczam ostatnie zdanie poprzedniego tekstu: „Nie twierdzę, że uzdrowi wszystkich. Wierzę jednak w to, że zanim »pochylimy się z troską nad zagadnieniem cierpienia« w życiu osoby, która prosi nas o wstawiennictwo, mamy prawo wołać o cud”.
Żyjemy w świecie skażonym grzechem, więc pełnię uzdrowienia zobaczymy dopiero wówczas, gdy powróci Ten, „w którego ranach jest nasze zdrowie”.
PS. Przed laty o Augustyn Pelanowski powiedział mi, że wielkie zawirowania w moim życiu biorą się z tego, że nieustannie obwiniam niewinnego Baranka. Wiecie dlaczego nie chciałem przyjąć tych słów? Bo były prawdą.
http://gosc.pl/doc/2338216.On-jest-dobry
BKCD mogę się tylko obiema rękami podpisać pod Twoim tekstem….
Zadowolona to nie mój tekst a tu dzisiaj nowa część .
O CHOROBA !
Marcin, a skąd wiesz, że twoja choroba jest krzyżem?
„Bądź wola Twoja”. Często wypowiadamy te słowa, mając w głowie czarny scenariusz. Szepczemy je z niepokojem, jakbyśmy wypowiadali zgodę na kolejne zawirowanie. Modlimy się, przypominając sobie kadry z „Ogniem i mieczem”, w których Jan Skrzetuski cedził tę deklarację przez zaciśnięte zęby. Tymczasem to jedynie fragment cytatu! Jezus zapytany przez uczniów o to, w jaki sposób mają się modlić, odpowiedział: „Bądź wola Twoja, jako w niebie tak i na ziemi” (dosł: „Niech Twoja wola spełnia się na ziemi, tak jak w niebie”).
Co to znaczy? Jezus modlił się: „Ojcze, niech na ziemi będzie tak jak w niebie”. Doprawdy nie musimy troszczyć się o to, by w królestwie była realizowana wola Jego Ojca!
Dopiero teraz widać sens tej wypowiedzi. Bóg zdradził swoje pragnienie, marzenie. Chce, by ten skażony grzechem i przekleństwem świat już teraz zamieniać w królestwo.
Moje zadanie? Sprowadzanie nieba na ziemię. Chodzenie w Jego obecności. Jaka jest cena? Krótkie pytanie: „Czy jestem w stanie zrezygnować z własnej chwały, by Jego królestwo wzrastało?”. Czy chcę zaprzeć się samego siebie? Tylko tyle. Cała reszta jest już załatwiona. Jezus zapłacił za wszystko swoją krwią.
Po raz trzeci wracam do tematu uzdrowienia. Zacznę od osobistej wycieczki. Przez 15 lat miałem ogromne problemy z trawieniem, jelitami. Baaardzo niekomfortowa sytuacja. Lekarze byli bezradni. – To krzyż – powtarzałem sobie każdego dnia, starając się go przyjąć i błogosławić Boga w tej chorobie. Do czasu, gdy pewien kapłan powiedział mi coś, co stało się dla mnie prawdziwie kopernikańskim przewrotem: „Marcin, a kto ci powiedział, że twoja choroba jest krzyżem?”. „Jak to? A nie jest???” – nie dawałem za wygraną. – Krzyżem – usłyszałem – jest zaparcie się samego siebie, zrezygnowanie z własnej chwały, prześladowanie ze względu na Jezusa. Gdyby tak nie było, Jezus nie uzdrawiałby „wszystkich”. Zabierałby im okazję do niesienia krzyża?
Potem przeczytałem, że dokładnie o tym samym mówią wyraźnie ks. dr Peter Hocken, Ulf Ekman czy Maria Vadia. Po raz pierwszy w życiu powiedziałem: „Jezu, jeśli przez lata myliłem się, jeśli to nie jest krzyż, jeśli przez 15 lat przypisywałem Tobie moje intencje i domysły, zabierz to”. I zabrał! Zostałem uzdrowiony. Dlatego mam świadomość tego, o czym piszę.
„Cały jestem zbudowany z ran” i nieustannie piszę o doświadczeniu słabości. Przez lata pisałem o cierpieniu, słabości, bezradności, kruchości, ranach. Nie wycofuję się z tego. Widzę jedynie, że źle stawiałem akcenty. Nie pytając Boga o to, co naprawdę jest moim krzyżem, etykietowałem tym słowem każde zawirowanie i chorobę. Dziś wiem, że mam prawo pytać Boga, o to, jaka jest Jego wola. O to, czy to, co dzieje się w moim życiu, jest naprawdę krzyżem, a nie skutkiem grzechu, wybierania zła czy wprost interwencji „ciemnej strony niemocy”. Mam prawo pytać, czy naprawdę On tego chce. Bo może się okazać, że wkładam Mu w usta moje słowa i kruche rozeznania. Może się okazać, że On pragnie mojego całkowitego uzdrowienia, a nie tego, bym dorabiał pobożną ideologię do lichego stanu, w jakim się znajduję. Może – nie musi.
Jego drogi nie są moimi drogami.
PS. Dziękuję za ogromny odzew na poprzednie teksty, za setki znaków. Dziękuję za wszystkie głosy: i pozytywne, i krytyczne. Szczerze gratuluję jedynie tym, którzy wprost pisali mi, że cuda i znaki nie są im potrzebne. Mam prośbę: powiedzcie o tym Jezusowi. Powiedzcie, że przesadził, przeholował. Wytnijcie te strony Ewangelii. Doprawdy trudno posądzić Jana Chrzciciela o tani populizm. A jednak, gdy ten „największy z proroków”, który rozpoznał Jezusa jeszcze przed narodzeniem, zadawał w więzieniu najbardziej dramatyczne pytanie swego życia: „Czy ty jesteś tym, który miał przyjść, czy też mamy oczekiwać innego”, usłyszał: „Idźcie i oznajmijcie Janowi to, co słyszycie i na co patrzycie: niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci doznają oczyszczenia, głusi słyszą, umarli zmartwychwstają” (Mt 11, 5). To był dla niego ostateczny argument!
Skoro takich słów potrzebował ktoś większy od Ezechiela, Izajasza czy Jeremiasza, dlaczego to pytanie miałoby ominąć Kowalskiego?
Poprzednie komentarze:
Wszystko możliwe
On jest dobry
zapomniałam dodać linka http://gosc.pl/doc/2339845.O-choroba
Tu pierwsza część
WSZYSTKO MOŻLIWE
Zdumiało mnie to, że Jezus nie powiedział ani razu: „módlcie się za chorych”. Powiedział: „uzdrawiajcie ich”. Nie daje mi to spokoju.
Bóg obiecał naszej wspólnocie, że złamie nasze myślenie o Nim. Tak, jak lamie się suchą gałąź. Wołaliśmy z tęsknotą o przełom, a On zapowiedział, że rozpocznie właśnie od tego. Od zmiany naszego myślenia. I rozpoczął przełom. Zaczął odpowiadać na bardzo konkretne pytania.
Zdumiało mnie to, że Jezus nie powiedział ani razu: „módlcie się za chorych”. Powiedział: „uzdrawiajcie ich”. Nie daje mi to spokoju.
„Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy!” (Mt 10, 8) czy „Jeśli do jakiego miasta wejdziecie i przyjmą was, jedzcie, co wam podadzą; uzdrawiajcie chorych, którzy tam są, i mówcie im: Przybliżyło się do was królestwo Boże” (Łk 10, 8-9)
Innymi słowy powiedział nam: „Róbcie to, co dla tego świata jest kompletnie niemożliwe, co absolutnie przekracza jego zdolność rozumowania, pojmowania, kalkulacji. Róbcie coś, do czego jesteście powołani jako dzieci Króla: sprowadzajcie Królestwo na ziemię. Wołajcie o wylanie Ducha. Nie jesteście z tego świata, stoicie w autorytecie Mojego Syna, który zapewnia was: Wszystko, o co w modlitwie prosicie, stanie się wam, tylko wierzcie, że otrzymacie”.
„Ale przecież nie wszystkich uzdrawiał” – tłumaczyłem się zawsze, zasłaniając tym samym sprytnie mą ogromną niewiarę. Tymczasem nieustannie natrafiam ostatnio na fragmenty mówiące o tym, że… uzdrawiał wszystkich:
„On słowem wypędził złe duchy i wszystkich chorych uzdrowił” (Mt 8, 16)
„Przynoszono więc do Niego wszystkich cierpiących, których dręczyły rozmaite choroby i dolegliwości, opętanych, epileptyków i paralityków, a On ich uzdrawiał” (Mt 4, 24)
„Wielu poszło za Nim i uzdrowił ich wszystkich” (Mt 12, 15)
„A cały tłum starał się Go dotknąć, ponieważ moc wychodziła od Niego i uzdrawiała wszystkich” (Łk 6, 19)
Gdzie napotkał opór materii? W Nazarecie. W mieście, w którym się wychował. Tam nie znalazł wiary. Jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich. Ludzie znali Go zbyt dobrze. Wiedzieli sporo o Jego rodzinie.
Problem nie leży po stronie Boga.
Boimy się wydać rozkazu chorobie, by nie skompromitować się przy innych. A może nawet dorabiamy do tego pseudoteologię, bojąc się, by…. Bóg się nie skompromitował (doprawdy karkołomna konstrukcja).
Nie twierdzę, że uzdrowi wszystkich. Nie mam takiej wiary. Wierzę jednak w to, że zanim „pochylimy się z troską nad zagadnieniem cierpienia” w życiu osoby, która prosi nas o wstawiennictwo, mamy prawo wołać o cud. On sam nas o to prosi.
http://gosc.pl/doc/2336210.Wszystko-mozliwe
Na to co zacytowałeś @ BKCD św. Ignacy z Loyoli przygotował zestaw maksym, którym dał tytuł: „O zmienności losu”.
„Wiecznej szczęśliwości pewnym nigdy być nie można, a lękać się wtedy najbardziej należy, gdy wszystko po myśli idzie.” – zapewnia w swoich maksymach na 29 stycznia Św. Ignacy z Loyoli,
pisząc dalej:
„Jak morze , gdy spokojem wabi, to burzę gotuje, jak zamki wtedy najbardziej są zagrożone, gdy nieprzyjaciel na zewnątrz nie trwoży się, ale potajemnie miny podkłada, tak dla duszy rzeczą jest nader niebezpieczną obawy żadnej nie mieć, ale w pewności zupełnej się pogrążać.”
„Los przyjazny takich sił nie ma, aby nam pokój bez zmiany zapewnił. Im większym się pokojem cieszymy, tym zwykle krócej on trwa. Zawodny jest, ucieknie, zniknie, ze znużenia raczej niż z przekonania wypływa. Zważaj, na ile mu ufać możesz!”
„Co stracie podlega, to na nazwę dobra nie zasługuje. Jeśli kto nie na pewnej podstawie swe nadzieje opiera, to te długo nie potrwają. Mąż, który na los nie zważa, który z siebie samego jest zadowolony, pod względem szczęścia najbliżej Boga stoi, bo w obu przypadkach wystarcza sobie, w obu sobie radę daje, w obu za szczęśliwego ma się.”
„Tyle masz szczęścia, ile jest w tobie, ile nim sam jesteś. Nie uważaj się za bogacza, chociażby skrzynie pęczniały od złota. Wszystkie skarby nosisz z sobą. O tyle jesteś szczęśliwy , o tyle bogaty, o ile dobry.”
Witaj Jerzy ja czytam i polecam kiedyś pisałam tu na blogu ale to kilka stron ma i za długo ale to jest bardzo ważne wiedzieć jak żyjemy i walczymy w walce duchowej . W poście o modlitwie za Jacka napisałam treść
Rodzaje pokus doświadczanych przez tych, którzy postępują w dobrem, według św. Ignacego Loyoli. (o. Krzysztof Dyrek SJ)
Z objawień Maryi w Litmanovej o chorobach:
1 października1990r.
,,Następnie zapytałam o chorą Sonię S. Maryja odpowiedziała mi: ,, Każda choroba jest skutkiem jakiegoś grzechu. Jej rodzice byli wielkimi materialistami i nie zachowywali się jak chrześcijanie w wielu sytuacjach; tylko gorące modlitwy do mnie pomogą wyzdrowieć dziecku „.
9 czerwca 1991r.
Ivetka wstawiła się za chorych, na co Maryja powiedziała: ,, Dotknijcie ławeczki, a podczas następnych objawień będziecie świadkami tego, że każdy ma za co nieść swój krzyż. Ludzie nieustannie żądają widzialnych znaków. Nie chciejcie, aby wam dobry Ojciec pokazał że jest Panem nieba i ziemi „. Na koniec powiedziała: ,, Modlę się za was moje drogie dzieci, ale moje modlitwy nie wystarczą, musicie przede wszystkim wy się modlić „. Względem uzdrowienia pewnego ciężko chorego duchownego przekazała, żeby nie był smutny, ponieważ przez swoja chorobę wyzwoli wiele dusz i żeby pił wodę ze źródełka, a ta mu doda siły do niesienia krzyża.
4 października 1992r.
,, Moje drogie dzieci, macie bardzo chorą duszę, a wasze ciało przywykło do tej choroby. Nie pojmujecie kim jest Bóg i co to oznacza Boga utracić. Módlcie się, abyście się wyleczyli „.
http://medziugorje.blogspot.com/2009/03/litmanova.html